W naszym zamku są jedne zamknięte drzwi. Kiedym była mała, zwykłam chodzić wzdłuż nich aż do znudzenia i starałam się zajrzeć do środka przez dziurkę od klucza. Nie było tam właściwie nic - zaścielone łoże, zaciągnięte zasłony, kilka mis, na ścianach skóry. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ktoś postanowił odgrodzić to pomieszczenie od reszty zamczyska, aż wreszcie pewnego dnia przyłapawszy mnie na zachowaniu damy niegodnym, zwanym przez niego czajeniem się, ojciec mój posadził mnie sobie na kolanach i wyjaśnił mi, że właśnie tam zmarła moja matka. Więcej pytań zadawać nie musiałam, od tamtej pory owe drzwi omijam szerokim łukiem.
Przyszłam na świat wczesną wiosną jako drugie dziecko piastującego urząd przedstawiciela klanów szkockich - Joraha Gordona. Ojciec mój od zawsze był mi wzorem. Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się spokojny i wycofany z życia towarzyskiego, przez co zupełnie nie nadający się na przywódcę najważniejszych rodów Królestwa Szkocji, wrażenie to jest bez wątpienia mylne. Nie znam drugiego tak inteligentnego człowieka. To mężczyzna niebywale światły i wykształcony, który jak i pozostała część mej rodziny na podobne wartości kładzie nacisk. Potrafi trzeźwo ocenić sytuację i znaleźć odpowiednie rozwiązanie.
Po śmierci swojej pierwszej żony, która powiła mu syna i dziedzica, ojciec postanowił zignorować krążące po wiosce plotki i związać się ze swoją miłością z lat dziecięcych - Victorią z rodu Urquhart. Moi dziadkowie zaaprobowali to małżeństwo i przez prawie pół roku mogli cieszyć się sielankowym pożyciem. Wkrótce okazało się jednak, że Victoria spodziewa się dziecka. Mając w pamięci śmierć pierwszej żony, ojciec zaczął drżeć ze strachu, a szepty wieśniaków stawały się coraz głośniejsze. Ludzie mówili, że nad ojcem ciąży klątwa i każda kobieta z którą się zwiąże umrze w połogu. Jak się okazało dziewięć miesięcy później, matka moja nie była wyjątkiem. Wychowywały mnie niańki i nigdy nie dane było mi zaznać matczynego ciepła. Od najmłodszych lat życia byłam jednak ulubienicą ojca, a im więcej czasu mijało, tym stawałam się bardziej upodabniałam się do matuli, przez co jego sentyment do mnie rósł. Spełniał każdą moją zachciankę i przykładał sporą wagę do mojego wykształcenia. Wciąż cierpiał jednak po utracie ukochanej i dopiero po trzech latach pod naciskiem swych doradców pojął kolejną żonę, która również zmarła w połogu, zostawiając mu drugiego syna. Przed kolejną małżonką wzbrania się po dziś dzień.
Byłam bystrym dzieckiem i szybko przyswajałam wiedzę. Ojciec kładł na to spory nacisk i wręcz zachęcał mnie do nauki. Powtarzał wielokrotnie, że córka jego wieśniaczką nie jest, pola orać nie musi, niech więc wie, po co natura język jej dała. Mówi się, że klan Gordon odznacza się wielką mądrością i zamiłowaniem do sztuki. Ja ukochałam sobie sztukę… wojenną. Jako dziecko uwielbiałam strzelać z łuku, a gdy podrosłam, ojciec po długich namowach pozwolił mi szkolić się wraz z braćmi walce wręcz. Frederick, ten starszy, najbardziej z nas wszystkich wdał się w Joraha. Na pozór spokojny i wycofany, od najmłodszych lat wykazywał zdolności strategiczne. Jednak odkąd tylko sięgam pamięcią, przejawiał ponadto niesamowite zamiłowanie do natury, poezji oraz wiejskich dziewcząt. Tych ostatnich w szczególności. Do bijatyki natomiast pociągu nie czuł nigdy, a i bijatyka wcale nie zamierzała na siłę odnajdywać miejsca w jego życiu. Choć jest wysoki i dobrze zbudowany, to konflikty woli rozwiązywać słowem miast mieczem. Młodszy zaś, o wdzięcznym imieniu Elijah, jest jego całkowitym przeciwieństwem. Wulkan energii, młodociany amator turniejów i choleryk, którego niebywale łatwo wyprowadzić z równowagi. W walce wręcz czuje się niczym ryba w wodzie, a czasami nie potrzeba mu nawet miecza by z winy wybuchowego charakteru wdać się w bójkę. Jeśli zaś o mnie chodzi, trzymając w dłoniach broń czułam się wspaniale i niebywale niechętnie wracałam do zamku, gdy niańka uznawała, że wystarczy mi tych męskich harców. Nie znosiłam siadać przed kominkiem w uwierającej sukni i haftować. Zasypiałam nad rękodziełem, bolały mnie palce i z zazdrością spoglądałam na braci, nad karkiem których nie czuwał nieustannie ten Cerber. Mimo jej usilnych starań nigdy nie udało mi się dobrze opanować niewątpliwie kobiecych umiejętności. Grać na lirze nie potrafię, dla dobra innych lepiej bym nie śpiewała, a moje hafty przypominają dzieło małego dziecka. Damie jednak wypada i dama nic nie poradzi. Całe szczęście w towarzystwie zachować potrafię się wzorowo, w innym wypadku niańka nigdy nie wypuściła by mnie z mej komnaty.
Tak właśnie mijały wszystkie dni moje. Spędzałam je w rodzinnym zamku, nadzorując pracę służących i czytając książki. Marzyłam o wielkich przygodach i odległych krainach, Szkocja była jednak całą mą rzeczywistością. Moim małym światem. W czasie nastoletniej buty zaczęłam podkradać ubrania braciom i wymykałam się z zamku na polowania, co dawało mi przynajmniej namiastkę tej adrenaliny, której tak mocno domagała się ma dusza.
Magia ujawniła się we mnie po raz pierwszy gdy ukończyłam lat siedem. Ciężko było mi ją poskromić, nawet z pomocą sprowadzanych przez ojca magistrów i druidów. Z czasem udało mi się opanować proste zaklęcia, jednak każdy wybuch złości kończył się utratą kontroli i nie pohamowanym przypływem mocy. Na siedemnaste urodziny, na znak dojrzałości od ojca otrzymałam różdżkę. Od tamtego momentu minęły dwa lata i nie mogę rzec, by coś zmieniło się w mym życiu.
I - podstawowe dane
✎ IMIONA - Ofelia Aemiliana ✎ NAZWISKO - Gordon ✎ WIEK - 19 lat ✎ RÓŻDŻKA- drewno różane, serce smoka, 11 cali ✎ PATRONUS - brak ✎ ZWIERZAK - brak ✎ BOGIN - śmierć w połogu ✎ AMORTENCJA - mydło, zapach lasu, świeżo wykute żelazo i goździki ✎ LUSTRO AIN EINGARP- ona sama będąca przywódcą klanów
II - Inne
✎ KRÓLESTWO - Kingdom of Scotland ✎ PRACA - brak ✎ POZYCJA- córka przedstawiciela klanów --------------- ✎ CZART - xxx ✎ ADRES @ - xxx ✎ GG - mogę podać na pw ✎ IMIĘ - Ania
Rowena Ravenclaw
Temat: Re: Ofelia Gordon Sro Lip 30, 2014 3:51 pm
Bardzo podoba mi się karta, przyjemnie się ją czytało. Zapraszam do losowania ekwipunku i życzę miłej rozgrywki!